...
Przez chwilę była chyba zaskoczona, że nie jestem przezroczysta, że nie może mnie przejrzeć na wskroś, ale szybko się z tego otrząsnęła, szybciej niż ja.
- No dobrze - powiedziała cierpko i uśmiechnęła się raczej do siebie samej niż do mnie. - Do rzeczy. W liście dała mi pani do zrozumienia, że ma zastrzeżenia co do zlecenia, jakie pani zaproponowałam.
- No tak, to znaczy...
Mówiła dalej, jakby nie zauważyła, że jej przerwałam.
- Mogę pani zaoferować podniesienie miesięcznego uposażenia i końcowego honorarium.
Oblizałam wargi, szukając odpowiednich słów. Zanim zdążyłam się odezwać, zza przyciemnionych szkieł panna Winter zmierzyła mnie wzrokiem od stóp do głów, ogarniając równo przyciętą brązową grzywkę, prostą spódnicę i granatowy sweterek. Nie czekając na moją odpowiedź, uśmiechnęła się z politowaniem.
- Ale dbanie o korzyści finansowe najwyraźniej nie leży w pani naturze. Niebywałe. -Jej ton był oschły. - Pisałam o ludziach, którym nie zależy na pieniądzach, ale nigdy się nie spodziewałam, że spotkam kogoś takiego. - Oparła się na poduszkach. - Sądzę więc, że problem dotyczy niezależności. Ludzie, w których życiu brak równowagi, jaką daje zdrowa miłość do pieniędzy, mają przeraźliwą obsesję osobistej niezależności. Machnęła ręką, zbywając moje słowa, zanim je wypowiedziałam.